Quid sum miser tunc dicturus?
Quem patronum rogaturus,
Cum vix iustus sit securus?

(„Dies irae”)

Sięgające nieba szczyty Alp bieliły się nigdy nietopniejącym śniegiem, który lśnił w promieniach wschodzącego właśnie słońca. Wydawało się, że płoną tam niezliczone maleńkie światełka, jeszcze bielsze od białego śniegu. Kto wie, jak długo mógł on leżeć w wiecznym chłodzie skalnych rozpadlin? Może pamiętał on tę ziemię z jej szczęśliwych dni, kiedy świat był młodszy, a ludzie lepsi? Bo wbrew pozorom kiedyś tak właśnie było.

Zdawało się, że mógłby to potwierdzić majestatyczny orzeł, tak wiekowy, że jego czarne ongiś pióra zdążyły już zblaknąć i poszarzeć. Choć król ptaków z trudem już wznosił się w powietrze, postanowił uczynić to jednak ostatni raz, niewidzącymi już prawie oczyma starając się potwierdzić swoje przypuszczenia. Wydarzenia, które rozgrywały się kilkaset metrów niżej, wydawały mu się bowiem zupełnie nieprawdopodobne. Habsburgów wypędzano z Austrii…

Niepozorny pociąg, którym podróżował Jego Cesarska i Arcyksiążęca Mość wraz z rodziną, przemierzał doliny i zbocza, nieubłaganie zbliżając się do granicy Szwajcarii, krainy, z której przed wiekami wyszedł mały ród, który miał poprowadzić Europę ku wielkości. Suche Kruty, Hofburg, Elżbieta Rakuszanka, Karol V, Lepanto, Parkany, Schönbrunn, Mozart, Maria Antonina, Aspern-Essling, walc wiedeński, Custoza, Franciszek Józef I, Magenta, Strauss, Liszt, Matejko, Isonzo, Caporetto. 24 marca 1919 r. pokazał, że dla Europejczyków to tylko puste, nic nieznaczące słowa.

Którego spośród siebie postanowili wykląć i wygnać Austriacy? Józefa II, Redla, Eichmanna, Hitlera? Skądże. Wypędzają tego, którego potomni nazwą Cesarzem Pokoju, a którego Kościół uzna za godnego chwały ołtarzy. Czymże jest 640 lat sprawiedliwych rządów. Czyż najlepszą formą wdzięczności wobec dobrodziejów nie jest pozbawienie ich władzy, majątku i tytułów? Przy okazji można wykreować się na ofiarę absolutnego despoty. Smutne to czasy, które mordują sprawiedliwych i prześladują świętych. Nic dziwnego, że dwadzieścia lat później w Europie nikt już nie mógł czuć się bezpiecznie…

Nasz naród chyba nigdy nie rozumiał powagi ówczesnych wydarzeń, ani dzisiaj, ani sto lat temu, kiedy polskie ręce beznamiętnie kreśliły słowa: Pociąg wiozący cesarza Karola i austriacką rodzinę cesarską przybył w poniedziałek na stację graniczną w Buchs. Tylko nieliczni, jak Stefan Zweig, w głębi duszy przeczuwali, jakie ten na pozór zwykły marcowy dzień niósł ze sobą konsekwencje.

Drgnąłem: ostatni cesarz Austrii, dziedzic dynastii habsburskiej, która przez siedem wieków rządziła tym krajem, opuszczał swoje państwo! Aczkolwiek odmówił złożenia formalnej abdykacji, republika (…) zmusiła go do tego wyjazdu. I oto stoi przy oknie wysoki, smutny człowiek i po raz ostatni patrzy na góry, domy, ludzi swego kraju. (…) Wreszcie maszynista dał sygnał. Wzdrygnęliśmy się mimo woli – oto następowała nieodwracalna chwila. Lokomotywa ruszyła ciężko, jak gdyby i ona musiała zadawać sobie gwałt, pociąg oddalał się powoli. (…) Była to chwila, w której tysiącletnia prawie monarchia skończyła się na zawsze. Wiedziałem, że ta Austria, do której wracam, będzie inna, będzie światem całkowicie odmienionym.

Wspaniały orzeł opadł bez sił na alpejskie zbocze. Nie chciał widzieć więcej. Umarł ze wspomnieniem dawnej Austrii przed swymi oczyma…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *