849 lat i 2 dni po tym, jak święty Stefan Węgierski przeniósł się na łono Abrahama, na świat przyszedł arcyksiążę Karl Franz Josef Ludwig Hubert Georg Maria von Habsburg-Lothringen. Nikt wówczas nie przewidywał, że w przyszłości jako Karol I stanie się on spadkobiercą tronu w Budzie i ostatnim, jak dotąd, koronowanym królem Węgier.

Ten okres życia bł. Karola brytyjski pisarz Gordon Brook-Shepherd określił mianem „słonecznego poranka”. Jak pisał: Urodził się on 17 sierpnia 1887 roku w naddunajskim zamku Persenbeug, jakieś pięćdziesiąt mil w górę rzeki od Wiednia. Ten uroczy zakątek Dolnej Austrii, w którym wielka rzeka stanowi nieodłączny element krajobrazu wraz z ogrodzonymi winnicami oraz zrujnowanymi twierdzami osadzonymi na prawie każdej skalnej turni, był kolebką Imperium. Źródłem, z którego starożytna saga o Nibelungach czerpała inspirację, a Habsburgowie swą moc doczesną. Te ziemie rozciągające się na południe i północ od Centralnego Dunaju były pierwszymi feudalnym dominiami austriackich arcyksiążąt. Na tym solidnym gruncie oparto stopniowy rozwój, korzeniami sięgającymi trzynastego stulecia, potęgi cesarzy, którzy swą władzą obejmowali niemal wszystkie ludy zamieszkujące dorzecze rzeki. Nie istniało miejsce bardziej odpowiednie dla otwarcia na świat oczu dziecka, które stać się miało ostatnim z nich.

Był to też złudnie najspokojniejszy czas, w jakim można było przyjść na świat. 1887 to sam środek „złotej epoki” Austro-Węgier. Porażka zadana dynastii przez Prusaków w 1866 i wynikające z niej zwycięstwo Węgrów w polityce wewnętrznej miały miejsce ponad dwadzieścia lat wcześniej. Kolejne dwadzieścia musi minąć do ostatecznej katastrofy Wielkiej Wojny Światowej. Cesarz Franciszek Józef jest wciąż w sile wieku. Jego syn i następca, arcyksiążę Rudolf, nie popełnił jeszcze samobójstwa, zaś jego żona, piękna (acz problematyczna) Elżbieta Bawarska nie została jeszcze zamordowana przez nic nieznaczącego fanatyka nad brzegami Jeziora Genewskiego. Korona habsburska, jak i otaczający ją wszechświat całej starej Europy, wydawały się równie stabilne co naddunajskie skały, na których wznosił się Persenbeug.

Mimo iż od tych wydarzeń upływa już 132 lata, to wciąż płynie z nich nauka dla nas. Doceniajmy podobnie radosne momenty życia i za wstawiennictwem Karola I Habsburga módlmy się, by były one dla nas krynicą nadziei w sytuacjach trudnych, które w sposób nieunikniony po nich następują.

Beate Carole, ora pro nobis!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *